wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział 3

   Niebo spowiły ciemne chmury, a ludzie, bojąc się nadchodzącej burzy, zaczęli rozchodzić się do domów. Chcąc uciec przed ogromną ulewą, oblegali taksówki, a Lena wraz ze swoim towarzyszem skierowała się w stronę parkingu. Dziewczyna zatrzymała się na chwilę.
- Nadal nie dowiedziałam się, jak masz na imię.
- Ty pierwsza. Jesteś ofiarą losu.
Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech, a Lena pokręciła tylko głową, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Szybko zaprzeczyła temu, co powiedział.
- Jeśli masz zamiar mnie obrażać, to proszę bardzo, ale nie licz na to, że będziemy jechać tym gratem w dobrej atmosferze - dodała, orientując się, że właśnie znaleźli się przy samochodzie.
- Ten grat, moja droga, to stare Porsche. To, że jest ciasne, nie oznacza, że nie było drogie.
Zmarszczyła brwi i znudzona zaczęła oglądać swoje paznokcie. Słońce, raz po raz ukazujące się między nieprzyjaznymi obłokami, gładziło jej włosy, a wiatr urządził z ich kosmyków mistrzowską improwizację fryzjera.
- Czyli nie dowiem się, jak masz na imię.
- A nie jesteś przypadkiem zbyt cwana?
- Cóż, jeszcze przed chwilą nazwałeś mnie ofiarą losu - wypomniała mu.
Za bardzo ją irytował. Jeśli miał być złośliwy, nie wytrzyma z nim ani minuty. Chłopak pokręcił głową, wzdychając z rezygnacją. Chyba też działała mu na nerwy. Spojrzał na pierwszy lepszy napotkany kamień na ziemi i kopnął go lekko. Miał zadumany wyraz twarzy. Trzeba przyznać, że nie zaczęli najlepiej.
- Zawsze musisz mieć ostatnie słowo?
- Tym razem zostawiam ten honor tobie - fuknęła obrażona.
- I słusznie.
Zgodnie z zasadą, dziewczyna nie odezwała się słowem przez dłuższy czas. Kątem oka obserwowała go tylko, zastanawiając się nad swoim zachowaniem. Otworzył jej drzwi, po czym wsiadła do samochodu. Wiatr przeszywający jej ciało sprawił, że wzdrygnęła się lekko. 
   Czuła się dziwnie w jego obecności. Wydawałoby się, iż po takich przeżyciach będzie jej ciężko chociażby się do kogokolwiek odezwać, nie wspominając już nawet o zaufaniu. Tymczasem ona wsiadała do samochodu z jakimś obcym mężczyzną. On równie dobrze mógłby ją skrzywdzić, choć zapewniał, że nie zamierza zrobić niczego złego. Być może zwyczajny kłamca. Już była gotowa odpiąć pas bezpieczeństwa i wybiec z auta. Jednak z drugiej strony to właśnie on mógłby być dla niej ratunkiem. Ponowny mętlik w głowie, który prawdopodobnie stawał się już codziennością. Chłopak obrzucił ją niezwykle uważnym spojrzeniem, pod wpływem którego lekko się zaczerwieniła. Później uśmiechnął się do niej. Słodki. Wręcz nie mogła oderwać wzroku. Skarciła się za to w myślach i natychmiast odwróciła głowę. Coś jej jednak mówiło, że nie musiała niczego się obawiać.
- Wiesz... - odezwała się w końcu. - Głupio mi, że tak na ciebie naskoczyłam. Następnym razem spróbuję lepiej podziękować za uratowanie mi życia.
- Lepiej, żeby nie trzeba było go znów ratować.
Kiwnęła głową, przyznając mu rację, aczkolwiek sama śmiała sądzić, że znając ją, pewnie znajdzie się jeszcze taka potrzeba. Wreszcie tłuczenie luster i przechodzenie pod drabiną, kiedy była małą dziewczynką, dawały po sobie poznać. Nie przytaczając już czarnego kota, który niemal codziennie przebiegał jej przez drogę.
   Przepraszając swojego towarzysza, wyciągnęła rękę w jego kierunku i grzecznie mu się przedstawiła:
- Jestem Lena.
Odwrócił się w jej stronę, by móc dokładniej spojrzeć w twarz dziewczyny. Odgarniając grzywkę, która wpadała mu do oczu, odchrząknął.
- No więc, Leno, Gerard zaprasza cię na whoppera. - Uśmiechnął się rozbrajająco. - Pewnie musisz być strasznie głodna.
Nie zdążyła nawet odpowiedzieć, a już rozległ się donośny dźwięk z jej żołądka. Spojrzał na nią z politowaniem i przekręcił kluczyki w stacyjce. 
~^~
- No nie! - krzyknęła, obracając swoją torbę w rękach i wysypując z niej wszystkie możliwe rzeczy. Opos sunął po jej ramieniu, delikatnie drapiąc pazurkami, na co akurat nie zwróciła w danej chwili uwagi. - Przecież moje zniżki utonęły w kałuży i teraz nie nadają się już do niczego. Chyba nie mam przy sobie żadnych pieniędzy...
- Zaprosiłem cię. A jak zapraszam, to stawiam - mruknął zirytowany, zaciągając się papierosowym dymem.
Dziewczyna nie próbowała wzbudzić w nim litości, ale w końcu zgodziła się na jego propozycję. Stawiała jednak opór temu, by wejść do środka restauracji, kiedy to przypomniała sobie, że była w ubraniu Gerarda, w dodatku całym brudnym od błota. Ostatecznie wzięli coś na wynos i ruszyli do samochodu.
- Muszę ci powiedzieć, że w sumie ładnie ci w moich ciuchach.
Spojrzała na siebie i dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, co powiedział. Bokserki opadły jej aż po kostki, a ona stała na środku ulicy w samych majtkach i za dużej koszuli swojego towarzysza.
- Pocieszające - wydukała, czerwieniejąc na twarzy i krzyżując nogi z zażenowaniem, po czym błyskawicznie wciągnęła odzienie na prawidłowe miejsce. - A więc to twoje ubranie.
Cóż za błyskotliwa uwaga! Należały się gratulacje. Jej samej zresztą wydawało się idiotyczne to wszystko, co mówiła, ale nie miała na to wpływu. Słowa wypływały z jej ust, nie pytając nawet o zdanie. On jednak uśmiechnął się, a to dodało dziewczynie nieco odwagi. Spojrzała dokładniej w jego twarz.
- Tak, i musimy zadbać o to, bym jak najszybciej dostał je z powrotem.
Jak najszybciej dostać z powrotem? A co to oznacza? Czy on chciał ją tutaj roznegliżować?
   Chłopak natomiast otworzył jej drzwi do auta, po czym ruszyli, po chwili będąc już na miejscu. Oczom Leny ukazał się budynek, który wielkością nie przypominał raczej zwykłego sklepu, a jakieś centrum handlowe. Zauważyła szyldy samych markowych sklepów, niegdyś jej tak znanych. Teraz jednak dziewczynie nie śniło się nawet, by tam wejść. Zresztą niby w jakim celu, skoro zaledwie jedna skarpetka kosztowała tyle, co Lena zdążyła zaoszczędzić przez około dwa miesiące. Kiedyś może i pozwalała sobie na takie zakupy, ale dziś wiedziała, że musiała oszczędzać. Stała się bardziej rozsądna i konsekwentna, nie tylko pod tym względem, ale starała się również każdą decyzję przemyśleć i rozważnie ją podejmować. Istotny wpływ miał na to na pewno jeden z czynników... Na samą myśl o świeżych jeszcze wspomnieniach, łzy cisnęły jej się uparcie do oczu. Całe życie Leny wywróciło się do góry nogami. Nic nie było już takie, jak dawniej. Nic nie było takie, jakie być powinno.
  Nadal przyglądała się widokowi za szybą niczym zahipnotyzowana.
- Wychodzisz? - Głos wyrwał ją z zamyślenia, po czym dziewczyna energicznie potrząsnęła głową, nie zamierzając wychodzić z pojazdu i jednocześnie nie zgadzając się na to, by Gerard kupował jej ubrania. Czuła się co najmniej głupio. - Skoro tak, to zostaniesz bez niczego, ponieważ chciałbym odzyskać moją koszulę. I uwierz mi, zrobię wszystko, żebyś ją z siebie ściągnęła.
Posłał jej figlarny uśmiech, a ta znów spuściła wzrok. Zrezygnowana spróbowała podnieść się z siedzenia i wyjść jak dama, z gracją i tanecznym krokiem. Niestety opadła na nie z powrotem. Zapomniała o pasach, którymi była przypięta. Starając się zachować resztki godności, które zresztą tak naprawdę już straciła, niezadowolona wygramoliła się z samochodu w akompaniamencie śmiechu Gerarda. Widząc potykającą się o własne nogi Lenę, chłopak wciąż jeszcze śmiał się i trudno było mu zachować powagę. Poczuła się urażona. W jego oczach z pewnością była głupią, niezdarną małolatą, jak dla wszystkich studentów. Aczkolwiek ona postanowiła to zmienić, chcąc powiedzieć coś mądrego. Nie sprawiało jej to zazwyczaj problemu, jednak kiedy na niego spojrzała, włosy stanęły dęba, język się zaplątał, no i niestety również nogi. Kolejny raz się potknęła, ale chłopak złapał ją w ostatniej chwili.
   Wtedy zobaczyła jego oczy zaledwie kilka centymetrów od swoich. Musiała przyznać, że takich jeszcze nigdy nie widziała. Miały niesamowitą barwę. Połyskiwały jak szmaragdy, kojarząc się jej z demonicznym złem. Zdobiły je czarne punkty, tylko dodające urody. Nieprzeciętne rysy twarzy, na której nie dostrzegła żadnych zmarszczek, i piękna linia brwi. Usta układające się w delikatnym uśmiechu były niemal perfekcyjne. Coś sprawiało, że Lena nie mogła oderwać od niego wzroku. Przyciągał ją jak magnes, był piękny na swój sposób. Dopiero teraz ujrzała w nim wszystko to, czego wcześniej nie zauważyła.
   Otrząsnęła się w chwili, kiedy postawił ją na ziemi. Z niemałym przerażeniem, próbowała sobie przypomnieć, czy aby na pewno nic przed chwilą nie spadło jej na głowę. Normalnie przecież się tak nie zachowywała, nie myślała tak. No to wpadłaś, kochana, usłyszała jakiś głos w swojej głowie. O co tutaj chodziło? Albo się czegoś nawdychała, albo Gerard jednak jej nie złapał i po prostu upadła. No właśnie, Gerard. Co znowu? To była jakaś pułapka. Lenę momentalnie naszła ochota by wtargnąć tam, do swojego umysłu, z zapalniczką i benzyną w ręku, i zlikwidować to cholerstwo w nim siedzące. A naprawdę miała gdzieś, że tym samym podpaliłaby swoją marną głowę. Po chwili poczuła, że chłopak pociągnął ją za ramię w stronę wejścia i w tym momencie była mu wdzięczna, że odtrącił ją od tych niezrównoważonych myśli. 
   Dziewczyna, wpatrując się w ubrania wiszące na wieszakach wraz z ich cenami za szybą, ponownie zaczęła protestować i uparcie stanęła przed budynkiem, jakby przykuta do ziemi. Chłopak skrzywił się tylko, nie mając siły więcej jej namawiać.
- No co? Przecież nie jesteś milionerem!
- Masz rację. Jestem miliarderem - powiedział z przekąsem - który naprawdę chce ci kupić coś ładnego, więc nie odmawiaj.
Wchodząc do najróżniejszych sklepów, wiele osób patrzyło się na nią jak na zjawisko. Albo raczej zaniedbaną przybłędę. Z pewnością wyglądała ciekawie w brudnym, męskim ubraniu i hotelowych, ubłoconych kapciach, którymi zabrudziła wyłożony tam dywan. Na ten widok ekspedientka zgromiła ją wzrokiem. Lena niepewnie przechadzała się po sklepie, raz po raz oglądając rzeczy, które wpadły jej w oko. Nie zwracała jednak na nie większej uwagi, ponieważ i tak nie zamierzała niczego nawet przymierzyć. Niespodziewanie wpadła na kogoś i nie wykazując zbytniego zainteresowania, mruknęła tylko ciche ,,przepraszam''. Zrobiła to jednak nim zdążyła się zorientować, że był to manekin, a ekspedientka dała jej do zrozumienia, iż będzie obserwowała ją od tej pory. Uprzednio wzięła ją pewnie za nienormalną, która urządzała sobie pogawędki z martwymi przedmiotami.
   Tymczasem Gerard przeglądał wszystkie możliwe ubrania, widząc, że Lena tego nie zrobiła, i przynosił całe ich sterty do przymierzalni. Zatopiona w niewyobrażalnie wielkiej ilości odzieży dziewczyna, oddała brudne rzeczy do prania i niechętnie przystąpiła do przymierzania. W końcu wybrała coś dla siebie, a jedna z kobiet, które tam pracowały, na pewno milsza od poprzedniej, pokazała jej uniesiony w górę kciuk i uśmiechnęła się ciepło.
- A co powiesz na to? Kupujemy? - Zasłona uchyliła się subtelnie, a Lena zobaczyła w lustrze odbicie Gerarda. W ręku trzymał kuszącą bieliznę, podtykając ją dziewczynie niemal pod nos. Oczy jej zabłysły, była cudowna. - Ale liczę na prezentację w twoim wykonaniu!
Prychnęła zirytowana.
- Chyba śnisz, chojraku.
Wychodząc wreszcie z centrum, dziewczyna miała skompletowaną nową garderobę i wrażenie, że potrzebowała nowej szafy. Zdecydowanie. Ubrana w wygodne dżinsy, bluzę, pod którą miała jasny podkoszulek, a przede wszystkim buty zamiast kapci, usiłowała zapakować resztę zakupów do bagażnika. Szło jej to niezwykle mozolnie, więc Gerard tylko odpędził ją delikatnym ruchem ręki. Wsiadła do samochodu i położyła swoją niezawodną torbę na kolana, opierając głowę o szybę. Zakupy zmęczyły ją strasznie, jednak teraz przynajmniej czuła się znacznie bardziej komfortowo. Po chwili usłyszała tylko jak jej towarzysz wsiadł do samochodu, ale nie zwróciła na to uwagi, zagłębiona w swoich rozmyślaniach.
   Bała się. Obawiała wszystkiego. Zastanawianie się nad tym, co dalej pocznie z sekundy na sekundę coraz bardziej ją przerażało. Cały czas wmawiała sobie, że da radę, chociaż sama do końca w to nie wierzyła. W jaki sposób dotrze do domu i czy w ogóle jest sens tam wracać? Przecież ona nawet nie posiadała już prawdziwego domu. Wzdychając ciężko, spojrzała tępo na szybę, po której spływały drobne krople deszczu. Samotnie, niczym łzy. Miała wrażenie, że jeśli za chwilę się nie opanuje, to jej policzki zaraz będą wyglądały tak, jak całkowicie już mokre szyby. Pociągnęła lekko nosem i popatrzyła na chłopaka. Do tej pory chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, ile dla niej zrobił. Ocalił jej życie, a później dobrowolnie się nią zaopiekował. Była jego dłużniczką. Nie wiedziała, czy w jakikolwiek sposób zdoła mu się odwdzięczyć. Teraz jednak jej celem było dotarcie na stację kolejową, by znów mogła pojawić się w rodzinnym mieście. Ale czy naprawdę tego właśnie chciała? Odsunęła od siebie natychmiast wszelkie inne myśli i decydując, że tak każdemu będzie bardziej na rękę, zamierzała pożegnać się z Gerardem. Tak, musiała wysiąść tutaj. Dość kłopotu mu sprawiła i pewnie wiele namieszała, a brakowało jeszcze tego, by gdziekolwiek ją zawoził. Najlepszą nagrodą dla niego, według Leny, było zniknięcie z jego życia, zanim narobi w nim takiego bałaganu, jak w swoim. Postanowione. Obudziła się w niej optymistka i nie obawiając się już niczego, wierzyła, że sobie poradzi. Na pewno, dodała w myślach, bardziej sarkastycznie.
   On jednak skory był do tego, by odwieźć ją do domu. A właśnie, gdzie ona mieszkała? Właściwie nic o niej nie wiedział. Z wyjątkiem tego, że była nadzwyczaj niezdarna i posiadała nietypowe zwierzę.
- Hej! - powiedział nagle, jakby doznając olśnienia. - A gdzie twój opos?
Dziewczyna odwróciła się delikatnie w jego stronę, naciągając swoją koszulkę. Zwierzę wystawiło łebek spod jej bluzki i usadowiło się w samym dekolcie. Gerard zerknął w tamtą stronę, a Charlie obserwował go wyłupiastymi oczami. 
- Ten to ma dobrze - stwierdził, a zwierzątko z powrotem schowało się pod bluzkę Leny.
- Ja chyba już pójdę... I naprawdę dziękuję za wszystko.
Spojrzał na nią osłupiały. Chyba żartowała! Przecież tak padało! Nie śniło mu się nawet, by gdziekolwiek ją wypuszczać.
- Daj spokój, odwiozę cię. Mieszkasz daleko?
Uśmiechnęła się mimo woli. To było bez znaczenia. Musiała iść. Wiedziała, że tak będzie lepiej. Wbrew pozorom, w ten właśnie sposób okazywała mu wdzięczność. On też na pewno miał swoje sprawy i życie, a Lena nie chciała po prostu się wtrącać. Spoglądając na swojego towarzysza, dostrzegła przerażenie malujące się na jego twarzy. Szczerze nie chciał, by znów coś jej się stało. A z tego, co wiedział, to tamten psychopata, o którego nie zdążył jej jeszcze nawet zapytać, wciąż był na wolności. Kto wie, co jeszcze mogło jej grozić? Dziewczyna, widząc zatroskany wyraz jego twarzy miała ochotę go przytulić. Tak dawno nie czuła niczyjej bliskości. Starając się jednak myśleć racjonalnie, w geście pożegnania ścisnęła tylko jego dłoń.
- Przecież ty ledwo chodzisz... - westchnął, a Lena była zaskoczona tym, że tak się o nią martwił. Stanowił dotąd najlepszą rzecz, jaka mogła jej się w tym czasie przytrafić.
- Nic mi nie będzie, obiecuję.
Jeszcze raz obdarzyła go uśmiechem, po czym otworzyła drzwi i wyszła, tym razem bez żadnych problemów. Wzięła swoje rzeczy, patrząc przez chwilę na chłopaka. Odwróciła się na pięcie i już miała zamiar odejść, ale Gerard złapał ją za nadgarstek i została zmuszona się zatrzymać. Przyciągnął ją do siebie i stanął naprzeciwko. Zdziwiona, zatrzymała się przy nim i prostując się spojrzała na niego nieśmiało. Tym razem nie mogła dać się złapać w tę... pułapkę. Wstrzymała oddech, modląc się w duchu, by nie zrobiła się czerwona. Chyba jednak na darmo.
- Jeszcze jedno - odezwał się, cały czas trzymając jej dłoń. Poczuła na policzku jego gorący oddech. - Miło było cię poznać.
Odsunął się od niej, a ta z ulgą wypuściła powietrze. Lekko zmieszana, czym prędzej ulotniła się z tamtego miejsca, nie wiedząc tak naprawdę, co o tym myśleć. Serce waliło jej jak oszalałe, a ona marzyła tylko o tym, by znaleźć jakiś kawałek ściany i zdrowo uderzyć w niego głową.
   Zaczęło mocniej padać, a niebo zrobiło się szare. Zresztą tak, jak wszystko wokół. Nijakie i pozbawione życia. Wszystko to, co jeszcze przed upływem kilku minut zdawało się być kolorowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz