Potop słonecznego blasku, który uporczywie wdzierał się przez szyby, budził Lenę ze snu. Z cichym jękiem uniosła głowę, by przetrzeć oczy rękoma. Jej ciało było odrętwiałe, jak gdyby nie używała go od bardzo dawna. Z wolna uchyliła powieki, wciąż nie mogąc pozbyć się sennego otępienia. Dopiero po chwili zdołała się zorientować, że znajdowała się w samochodzie, a dość częste drgania i warkot silnika pozwoliły jej na potwierdzenie tejże tezy. W powietrzu unosiły się drobne pyłki kurzu; dziewczyna odruchowo drapnęła swędzący nos. Na jej twarzy pojawił się pewien grymas i z trudem przewróciła się na drugi bok, próbując znaleźć jak najwygodniejszą dla siebie pozycję. Tylne siedzenie nie należało bowiem do najbardziej komfortowych, a już szczególnie wtedy, kiedy miało się obolałe całe ciało. Z trudem, ponownie otworzyła zapuchnięte powieki, czując, że auto nagle się zatrzymało. Ktoś wyszedł z niego po chwili, kierując się w stronę przeciwnych drzwi. Otworzył je szeroko i zaczął pomagać dziewczynie wydostać się z samochodu. Upadła. Nieznajomy złapał ją mocno w pasie, umożliwiając przy tym stanięcie na nogi. Kiedy ją puścił, zatoczyła się i pewnie po raz kolejny znalazłaby się na ziemi, gdyby nie jego szybki refleks.
Wymruczała niezrozumiale pod nosem coś w formie odpowiedzi i próbowała dłonią odgarnąć kosmyki włosów z czoła. Mimo opuchniętych powiek, zdołała odczytać napis ,,feed me'' (nakarm mnie), który, o ile się nie myliła, był czerwonego koloru i znajdował się na czarnej koszulce mężczyzny. Nie zwróciła nawet uwagi na jego twarz. Ten tekst momentalnie zmroził krew w jej żyłach. Miała tylko szczerą nadzieję, że to nie żaden mutant, wampir, czy kanibal, który zapragnął ją pożreć, jednak w głowie zaczynała sobie układać najgorsze scenariusze. A owinięta w ten koc czuła się jak naleśnik. Pocieszała się chociaż tym, że nie wyglądała raczej zbyt apetycznie, ale skąd mogła wiedzieć, czy dla niego miało to jakiekolwiek znaczenie.
- Kim ty jesteś? Postaw mnie na ziemi! Postaw, ale już! Ktoś cię prosił o pomoc?
Choć była słaba, wystarczyło jej siły na zadawanie setek pytań, ledwo wydobywając z siebie głos. Piszczała i jęczała, uderzając w plecy osobnika, który niósł ją na rękach. Robiła to tak delikatnie, że prawdopodobnie tego nie odczuł. Rozumiał, że była w szoku, ale zachowywała się jednocześnie na tyle zabawnie, iż był w stanie nawet kilka razy zanieść się głośnym śmiechem.
- Co ja jeszcze miałem kupić? - Podrapał się w głowę i całkowicie ignorując uwagi dziewczyny, spojrzał na nią znacząco. - A, tak! Melissa na uspokojenie komuś na pewno się przyda.
Wchodząc do hotelu przez duże, oszklone drzwi, zatrzymał się w recepcji i poprosił kobietę, która się tam znajdowała, o pomoc i opiekę nad Leną. Uprzednio wręczył jej klucz do wcześniej wynajętego przez niego pokoju i udał się na zakupy oraz małą przejażdżkę.
Kobieta od razu ruszyła zza lady i wykonała polecenie młodzieńca. Zaoferowała pomoc w przeróżnych zabiegach, z czego dziewczyna chętnie skorzystała. Należało do nich przede wszystkim umycie całego ciała, włosów oraz zębów. Odświeżona, wyszła z łazienki owinięta w ręcznik i pozwoliła, by kobieta zadbała o jej paznokcie. Później, jej tymczasowa opiekunka, jak ją w duchu, słusznie zresztą, nazwała, posmarowała balsamem rany na ciele Leny i jeszcze raz przemyła twarz, na której były one najbardziej widoczne. Zakończyła wreszcie swą pracę, a dziewczyna, czując się już znacznie lepiej, niejednokrotnie wyrażała jej swoją wdzięczność. Widząc jednak zmęczenie Leny, kobieta pomogła usadowić się jej na łóżku, a ta, gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki, natychmiast znalazła się w objęciach Morfeusza. Opiekunka przykryła ją delikatnie kołdrą, po czym wychodząc, bezszelestnie przymknęła drzwi.
Kiedy dziewczyna wreszcie się obudziła, podniosła się na łokciu i odruchowo zerknęła na zegar, który znajdował się naprzeciw łóżka. Od razu przypomniały jej się wydarzenia z poprzedniego dnia, w skutek czego momentalnie zaczęła boleć ją głowa. Dotknęła swojej twarzy, a następnie powoli podeszła do wielkiego lustra stojącego w pokoju. Upewniając się wcześniej, że drzwi zostały zakluczone, zrzuciła z siebie ręcznik. Na nogach miała kilka ran i siniaków. Zdarte łokcie i porysowane uda oraz wiele innych otarć stanowiły tylko cząstkę najgorszego. Największą pamiątkę po sobie złoczyńca zostawił na plecach. Szrama ciągnąca się od samych łopatek aż po pas wprowadziła Lenę w zakłopotanie, ponieważ nie prezentowała się zachwycająco, jak zresztą wszystkie pozostałe, i piekła niemiłosiernie. No cóż, mogła zapomnieć o krótkich spodenkach, koszulkach i letnich sukienkach, a o jakimkolwiek chłopaku co najwyżej pomarzyć. Doskonale wiedziała, że nikogo nie znajdzie z takim pokiereszowanym ciałem, a patrząc na swoją zapuchniętą twarz i czerwone, podkrążone oczy miała ochotę rozbić lustro na najdrobniejsze kawałki. W sumie to dziwiła się, że samo jeszcze nie pękło. Może to i lepiej, bo nie miałaby nawet pieniędzy na zakupienie nowego.
Z powrotem owinęła się ręcznikiem i podążając w stronę łazienki, starała się nie myśleć o swoim wyglądzie, bo przecież mawiano, że to nie on odgrywał najważniejszą rolę. Powinna się cieszyć, że udało jej się wyjść cało z opresji dzięki... no właśnie, dzięki komu? Nie pamiętała swojego wybawcy. Nie pamiętała jego twarzy, głosu, żadnego detalu. Nie wiedziała, jak się nazywał. Nie wiedziała, kogo szukać, ale postanowiła nie panikować i nie przejmować się tą pustką, która znów ogarnęła jej umysł.
Zdecydowała się ubrać i jak najszybciej pójść do recepcji, licząc na to, że kobieta, która o nią zadbała, będzie wiedziała coś na temat bezimiennego gościa, a co więcej, podpowie, w jaki sposób mogłaby się z nim skontaktować. Wypadałoby chociaż podziękować, czyż nie?
Zatrzymała się jednak przy wyżej wymienionej czynności. Pominęła jeden, istotny szczegół. Nie miała, w co się ubrać. Jej strój był jedną wielką kupą błota i szmat. Tak, dokładnie w tej kolejności. Jakże się ucieszyła, że ta wspaniałomyślna kobieta, której nadała teraz miano anioła, uprała chociaż jej bieliznę. Nałożyła ją na siebie, przygryzając wargę. Zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że nie pokaże się w niej samej. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Jedyne, co przykuło jej uwagę to męska koszula i bokserki. Westchnęła z rezygnacją i stwierdzając, że nie miała innego wyboru, zaczęła wkładać na siebie strój. Domyślała się, że ubranie należało właśnie do jej wybawcy i jedyne, co mogła o nim powiedzieć to to, że pachniał wyjątkowo ładnie.
Lena wiedziała, że należała do osób szczupłych, ale nie sądziła, że aż tak! W jego koszuli mogła się utopić, a bokserki musiała przytrzymać, żeby się nie zsunęły. Na nogi włożyła hotelowe kapcie i poczłapała na dół, wyglądając jak ofiara. Strój przynajmniej częściowo zakrywał to, co miał zakrywać, a było to chyba jego jedynym plusem. O uda dziewczyny obijała się czarna torba z kilkoma przypinkami wychwalającymi muzykę, tudzież jakieś zespoły rockowe. Mało brakowało, a Lena zaliczyłaby upadek, co w jej przypadku okazałoby się całkiem normalne, potykając się właśnie o nią, w momencie kiedy zsunęła się z ramienia. Opos będący w środku wychylił lekko łebek i obwąchał wszystko, po czym z powrotem go schował. Dokładniej to Lena wcisnęła mu go do torby, po chwili znajdując się już przy recepcji. Za ladą stała kobieta w średnim wieku, uśmiechając się do niej serdecznie. Poznała ją. To właśnie ona się nią zajęła.
- Mężczyzna, który panią tu przywiózł właśnie wraca ze stacji benzynowej - udzieliła Lenie informacji, po czym spuściła wzrok i zaczęła notować coś na kartce.
Młoda dziewczyna natomiast rozejrzała się po pomieszczeniu. Panowała spokojna atmosfera, a wnętrze prezentowało się całkiem przyzwoicie. Przez otwarte okno wdzierały się nieśmiałe promienie słońca, a morelowe firany, łagodnie popychane przez podmuch wiatru, wirowały raz po raz. Tak samo, jak kartki zeszłorocznego kalendarza, którego prawdopodobnie nikomu nie zachciało się do tej pory zmienić. Podejrzewała nawet, że później zaczął chyba służyć bardziej jako ozdoba, niż przyrząd do mierzenia czasu. Światło słoneczne odbijało się o czystą powierzchnię lustra wiszącego na ścianie obok, sprawiając, że niewidoczny dotąd kurz unoszący się w powietrzu, mienił się jasno. W rogu stał automat z kawą i słodyczami, a Lena w momencie gdy go dostrzegła, usłyszała jak rozległ się głośny dźwięk dobiegający z jej żołądka. No tak, nie jadła niczego od dwóch dni. Posmutniała, orientując się, że brak jej jakichkolwiek funduszy. Zrezygnowana ruszyła w stronę wyjścia, zauważając, że kobieta przez cały czas ją obserwowała, uśmiechając się sztucznie. Nie przestawała ani na chwilę, a Lena śmiała już sądzić, że być może miała jakieś problemy ze szczęką. W końcu odwzajemniła jako tako ten nachalny gest i pchnęła główne drzwi.
Znajdowała się na podjeździe hotelowym, wypatrując swojego wybawcy. Nie było to łatwe, ponieważ nie wiedziała, jak wyglądał. Nic nie wiedziała. Odwróciła się za siebie, mogąc teraz podziwiać hotel od zewnątrz. Cóż, wydawał się naprawdę luksusowy. Właściwie taki był. Następnie spostrzegła kilka osób - jak stwierdziła po ich ubiorze i autach, z których wysiadali - nieprzeciętnie bogatych. Lena z pewnością do nich nie pasowała i zaczęła zastanawiać się, dlaczego on zawiózł ją w takie miejsce. Mógł przecież wybrać jakiś tańszy hotel, zaoszczędzając tym samym wydane na nią pieniądze. Tak zastanawiając się, dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że stała w samym środku przejścia, uniemożliwiając innym wejście do budynku. Ludzie obrzucali ją tylko obojętnym spojrzeniem i zdawali się być niekoniecznie mili. Niektórzy natomiast spoglądali po sobie, wymieniając się uwagami zapewne na jej temat.
Pokonała kilka schodków i upewniając się, że nie stanowiła już dla nikogo przeszkody, zajrzała do wnętrza swojej torby. W oczy od razu rzuciły jej się zniżki na jedzenie w McDonald's, o których całkowicie zapomniała. Chcąc wyciągnąć niewielkie karteczki, wiatr, który akurat przeszył jej ciało, równocześnie wyrwał je z rąk dziewczyny, powodując chwilowy, papierowy deszcz. W rezultacie znalazły się one w kałuży, po brzegi wypełnionej błotem. Jak głupia rzuciła się na nie tak, jakby były jakimiś wartościowymi, złotymi monetami. Chociaż, kiedy dopadł ją głód, wszystko było jej obojętne – czy to zwykłe zniżki, czy monety. Upadła wprost w samo błoto, w dodatku przejeżdżający samochód dwukrotnie poprawił jej wizerunek. Torebka przewieszona przez ramię samoistnie otworzyła się, jednocześnie wypuszczając na wolność zwierzątko w niej dotąd będące. Czy ono zawsze musiało uciekać?
- Charlie! – krzyknęła żałośnie, patrząc na oposa, który właśnie beztrosko biegł sobie ulicą, czerpiąc rozrywki. – Charlie, wracaj!
Pokonywała setki metrów, prawie ślizgając się po mokrym od porannego deszczu asfalcie. Wiatr wiał z niesamowitą prędkością, wymachując włosami Leny na wszystkie możliwe strony, tym samym ograniczając jej widoczność. Jedyne, co zdołała usłyszeć w tym całym istniejącym chaosie to przeraźliwe dźwięki klaksonów aut i jeszcze gorsze groźby kierowców. Ale czego się nie robi dla ulubionego pupila?
W końcu, po wielu próbach udało jej się złapać nieznośne zwierzę. Wylądowała wraz z nim na ziemi, wyglądem przypominając potwora z bagien. Z ociąganiem podniosła się i ponownie wsunęła oposa do torebki, ostrzegając, by więcej nie uciekał, bo wtedy ,,porozmawiają w inny sposób''. Przecierając dłonią brudną od błota twarz, poczuła gwałtowne szarpnięcie w bok, a chwilę później leżała na chodniku. Już zamierzała się wydrzeć, kiedy to dokładnie parę centymetrów od niej przejechał rozpędzony tir.
- Nie słyszałaś jak trąbił?! - zapytał jakiś człowiek stojący przed Leną.
W obecnej chwili mogła mu się przyjrzeć tylko od pasa w dół, tak więc wyciągnęła rękę, a on pomógł jej wstać. Zamiast odpowiedzieć, westchnęła ciężko i zakołysała się na nogach. Otrzepała się niedokładnie, a później spojrzała na chłopaka, jak się okazało. Miał ciemne włosy i jasną karnację. Wpatrywał się w nią zielonymi, z domieszką brązu, oczyma, a jego delikatnie zadarty nos dodawał mu chłopięcego uroku. Nosił dżinsowe spodnie, czarne trampki i koszulkę tego samego koloru. To właśnie na niej wzrok Leny się zatrzymał, kiedy ujrzała znajomy napis. Po tym rozpoznała swojego wybawcę. Spojrzała na niego z przestrachem, tak, jakby rzeczywiście chciał ją pożreć, choć wcale nie wyglądał na takiego, który mógłby to zrobić. Prawdopodobnie odgadnął, co miała na myśli i uśmiechając się, poprawił koszulkę.
- Nie martw się, nie jestem głodny. Może innym razem... - Wystawił język, a widząc minę Leny nie potrafił powstrzymać śmiechu. Ona natomiast dopiero wtedy, gdy zorientowała się, że żartował, odetchnęła z ulgą. - Mogę cię zapewnić, że nie mam wobec ciebie złych zamiarów. A zostawiając cię samą tam, gdzie cię zastałem, okazałbym się kretynem. Próbowałem dowiedzieć się, gdzie mieszkasz, ale z racji tego, że straciłaś przytomność, przywiozłem cię tutaj. Poza tym myślałem, że ta kobieta zaoferuje ci pomoc i z niej skorzystasz.
Mając przed sobą ten żałosny widok, pokręcił tylko głową, a jego oczy omal nie wyszły na wierzch. Wszystko to, co powiedział dotarło do Leny dopiero po chwili. Nogi, miękkie jak z waty, uginały się pod nią i wciąż w niego zapatrzona, próbowała się uśmiechnąć. Jednak mina rozmarzonej idiotki chyba nie do końca zniknęła z jej twarzy.
- I tak było, bez zastanowienia przyjęłam jej pomoc. Wspaniała kobieta... Ach, mówisz o tym! Wylądowałam w błocie, udając się w pogoń za moim oposem...
- Twoim czym?!
Nie musiała nawet odpowiadać, gdyż zwierzątko samo po chwili, jakby zwabione hasłem ,,opos'', pojawiło się na ramieniu Leny, delikatnie łaskocząc ją po policzku wąsami. Na ten widok chłopak zrobił przerażoną, a zarazem zaskoczoną minę.
- Skąd wzięłaś tego szczura?! Jest obrzydliwy i na pewno śmierdzi.
- Teraz przegiąłeś! To opos, nazywa się Charlie. I wcale nie śmierdzi, jest kochany - odpowiedziała krzyżując ręce na piersi, a później zaczęła udawać obrażoną księżniczkę. - Chodź, Charlie. Ten pan cię chyba nie lubi...
Włożyła zwierzątko tam, gdzie, teoretycznie, było jego stałe miejsce i zasunęła suwak do połowy. Chłopak, patrząc się na nią co najmniej tak, jakby była z kosmosu, podał jej chusteczkę, którą po chwili wytarła swoją brudną twarz.
- Może mi powiesz, że masz jeszcze surykatkę?
- Nie mam, ale wiesz co? Myślałam o tym.
- Dlaczego mnie to nie dziwi?
- A ty potrafisz tylko zadawać pytania?
- Nie, potrafię też ratować cudze życie i właśnie staram się znów to zrobić - Wskazał palcem w kierunku kolejnego pędzącego auta, delikatnie spychając dziewczynę na bok. - Chodź, zanim wpadniesz pod następny samochód...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz