wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział 1

   Powoli otworzyła ciężkie powieki. Sploty ciemnych włosów, nie tak doskonałe już jak wcześniej, bezwiednie opadały na jej ramiona i twarz. Ciałem dziewczyny zawładnęły dreszcze. Trzęsła się z zimna, oddychając delikatnie. Jej wnętrze przepełniały nieme wrzaski, które wręcz je rozdzierały. Wzięła głęboki oddech. Teraz był on głośniejszy niż wiatr na zewnątrz. Spróbowała się rozejrzeć, jednak obraz jeszcze nie za bardzo się wyostrzył. Przecierając delikatnie oczy i przygotowując się na wielką falę bólu, wstała. Poczuła chłód pod stopami bijący od zimnego podłoża. Dostrzegła również kawałki rozbitego szkła i plamy krwi. Nieznane jej pomieszczenie skąpane było w niebieskawym świetle, które gdzieniegdzie rzucało ostre cienie o niezidentyfikowanych kształtach. Wzdrygnęła się na widok obdartych i ociekających brudem ścian, zacząwszy dokładniej przyglądać się wszystkiemu.
   Nie wiedziała, gdzie jest. Nie znała tego miejsca, co łatwo wywnioskować po jej niemałym zdezorientowaniu. Przez dłuższą chwilę głowę Leny zaprzątały nawet wątpliwości, co do tego, czy żyła. Może umarła i znajdowała się teraz w piekle, bo miejsce to można by prędzej porównać właśnie do niego. Wykluczała niebo również dlatego, że był to stan wiecznego szczęścia, a ona nie zaznała go dotąd nawet w najniższej mierze. Wielokrotnie szczypała swoją skórę w przekonaniu, że to po prostu najzwyklejszy sen. Nie skutkowało wcale, a przynosiło jedynie ból. Czuła pustkę. Myślami nie potrafiła dotrzeć donikąd, jak gdyby wszystko zostało usunięte z jej świadomości. Tylko dlaczego nic nie pamiętała?
   Oparła się o jakiś stary, zniszczony mebel, który zaskrzypiał cicho. Załkała z bezradności, nucąc przy tym melodię pewnej kołysanki. W tamtej chwili potrzebowała jedynie kogoś, kto przytuliłby ją mocno i pomógł odnaleźć światło. Niespodziewanie otworzyły się stare drzwi, których wcześniej nie zdążyła zauważyć, wlewając do środka jasnożółty blask. Zmrużyła oczy, będąc nieco wystraszona. Z pewnością takiego światła nie miała na myśli. Poczuła, że znalazła się w niebezpieczeństwie. Ujrzała zarys postaci powoli zmierzającej w jej kierunku. Ta wreszcie stanęła kilka metrów przed dziewczyną.
   Czas jakby na chwilę zwolnił, a cała Ziemia zniknęła. Była tylko Lena i on. W słabym świetle zobaczyła twarz mordercy. Wtedy dopiero, w zadziwiająco szybkim tempie, wszystko jej się przypomniało. Trafiło to do niej tak nagle, że z trudem złapała oddech. W środku jednak toczyła jeszcze walkę z myślami, próbując utrzymać się w pionowej pozycji. Strach wraz ze zdenerwowaniem pojedynkowały się o to, które z nich miało przejąć władzę nad całym umysłem Leny. Cóż, przynajmniej mogła być pewna, że to nędzne życie toczyło się dalej. Nie było to oczywiście żadnym pocieszeniem, gdyż każde kolejne przeczucie stawało się coraz gorsze. Wcześniej jej anioł uchronił ją od śmierci, jednak ona, można by rzec, i tak leżała już w grobie, będąc niemal przekonana, że prędzej czy później zginie z rąk tego mężczyzny albo kogoś z członków jego gangu. Na to samo wychodziło. A jeśli miałaby wybierać pomiędzy prędzej i później, wybrałaby z pewnością pierwszą opcję. Teraz było jej już wszystko jedno. Nie wierzyła w to, że mężczyzna puści ją wolno. Straciła nadzieję, kiedy to uprzednio przekonała się o występkach tego typa. Czekała tylko na moment, w którym to wszystko wreszcie się skończy. Ta niewiedza ją wykańczała. Była jeszcze gorsza niż sama śmierć.
   Lena starała się zachować spokój, podczas gdy ten obchodził ją z każdej strony, jakby dokładnie analizując wszystkie detale jej ciała. Raz po raz pomrukiwał coś cicho, aczkolwiek nie były to zbyt wyraźne dźwięki, ponieważ brakowało mu co najmniej dwóch zębów. Zatrzymując się tuż przed nią, spojrzał w jej oczy ze złowrogim uśmieszkiem i ujął podbródek dziewczyny, po czym przycisnął ją do ściany. Wyraz jego twarzy, na której choć bardzo chciała, nie potrafiła dojrzeć żadnych emocji, wydawał się być nie mniej zimny niż tamtejsza noc. Czuła na sobie jego oddech, którego wręcz nie potrafiła znieść. Oczy zaszły jej łzami, lecz wiedziała, że nie mogła okazywać słabości. A pozwalając im się uwolnić, właśnie by to zrobiła. Chociaż bała się ogromnie, obiecała sobie nie ujawniać tego więcej. W innym wypadku przewaga mężczyzny, którą i tak już niestety posiadał, automatycznie by wzrosła.
- Taki z ciebie zuch? - Jakimś cudem udało jej się wyrwać, jednak nie na długo. - Czego jeszcze ode mnie chcesz?
Odsunęła się jak najdalej od niego, próbując znaleźć wyjście z pomieszczenia, w którym się znajdowali. Ten jednak, widząc, co zamierzała zrobić momentalnie znalazł się przy niej i objął tak, że nie była w stanie uwolnić się z uścisku. Odgarniając niedbale przyklejone do twarzy kosmyki włosów Leny, pogładził ją niezgrabnie po policzku. Ona natomiast miała ochotę odwzajemnić ten gest ze zdwojoną siłą, ale przeczuwała, że nie zdołałaby wykonać nawet najmniejszego ruchu, obezwładniona własnym przerażeniem.
- Gdybym nie lubił słodyczy, już dawno wąchałabyś kwiatki od spodu.
Zapadła cisza. Słychać było tylko ich przyspieszone oddechy. Dziewczyna czuła jak zmęczenie i utrata sił zaczynały dawać się we znaki. Jednak na jej twarzy zamiast przerażenia pojawił się grymas złości. Nie zamierzała się poddawać. Wpadła na pewien pomysł, a jedyne, czego żałowała to tego, że nie miała przy sobie butów. W szczególności takich z wysokim obcasem. Nawet bez względu na okoliczności nie posiadała takowych, gdyż chodzenie w czymś takim uznała za rzecz niemalże niemożliwą. Teraz zaczynała rozumieć, w jakim celu niektóre kobiety ubierały to obuwie i jednocześnie ubolewać nad tym, że nie miała czym się obronić. Zacisnęła więc zęby, głęboko oddychając. Po chwili namysłu, zupełnie nie zwracając uwagi na zanoszącego się śmiechem oprawcę, ugryzła go w tę owłosioną, w przeciwieństwie do głowy, łapę. Dodatkowo wypuściła na wolność swojego oposa, niewielkie zwierzątko, które do tej pory trzymała w torbie. Popatrzyła przez chwilę jak zaczynało atakować jej nieprzyjaciela i pokiwała głową z dumą. Nie śniąc nawet o współczuciu, co byłoby w tym przypadku głupotą, ruszyła w stronę wyjścia. Wiedziała, że na długo go to nie zatrzyma, ale zawsze liczyły się sekundy.
   Poczuła zapach świeżego powietrza. Było chłodne, a ona rozpalona. Drobne krople potu spływały po jej szczupłym ciele, mieszając się z czerwoną cieczą. Na kostce miała zawinięty bandaż, który nie przypominał już ani trochę pierwotnego koloru. I choć nie wiedziała, co dziwne nie było, gdzie się znajdowała, pędziła przed siebie co tchu, omal nie potykając się o wcześniej wspomniany przedmiot.
   Wszystko robiła pod wpływem impulsu. Dopiero później zaczęła się zastanawiać tak naprawdę, po co. Dlaczego uciekała? Przecież chciała, żeby to wszystko skończyło się jak najszybciej. Uciekając, tylko ciągnęła to niepotrzebnie, bo doskonale wiedziała, że nie zazna już spokoju. Przynajmniej nie na Ziemi. Była zbyt słaba. Naiwnie wierząc, że coś zachowa ją bezpiecznie, skręciła w stronę najbliższego parku. Wiatr targał koronami drzew, wyginając je na wszystkie strony. Nie zwróciła na to w danej chwili najmniejszej uwagi, choć pewnie w zwyczajnej sytuacji już dawno doprowadziłoby ją to do szewskiej pasji. Nie zważała na nic, chciała uciec jak najdalej stąd. Głupia.
   Przedzierające się gdzieniegdzie światło księżyca było jedynym, jakim mogła się zadowolić i niezbyt wiele pomagało. Słaba widoczność tylko utrudniała jej ucieczkę, a Lena miała dziwne wrażenie, że robiła to celowo. Czuła, jakby już wszystko zprzysięgło się. Być może powinna zwyczajnie oszczędzić sobie fatygi i poczekać na śmierć, która niedługo przecież nastanie. Jednak jej druga część wręcz nakazywała coś innego. Nie chciała się poddać i okazać tchórzem. W głowie miała absolutny mętlik, a było to jednym z czynników, które przyczyniły się do spowolnienia jej biegu. I tak znalazła na niego siły jedynie z powodu nagłego przypływu adrenaliny. Postanowiła przez chwilę odsapnąć. Nagle wylądowała na ziemi. No właśnie, była niezdarna jak nikt inny. Tym razem potknęła się o jakiś wystający konar drzewa, a jej bandaż zahaczył się o niego. Zgrzytając zębami, zaklęła pod nosem. Otrzepała się niedbale i zajęła jego odczepianiem. Rezygnując niemal od razu, odwiązała opatrunek i już zamierzała się podnieść, kiedy poczuła, że ktoś ściska ją za kostkę. Zacisnęła powieki, nie chcąc się nawet odwracać w tamtą stronę i kaleczyć swoich oczu tymże widokiem. Morderca pociągnął Lenę w przeciwnym kierunku do tego, w którym podążała.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę - powiedziała, jednocześnie przygotowując się do sprzedania mu solidnego kopniaka. Najwyraźniej to zauważył i, przechytrzając ją, uniemożliwił dziewczynie jego wykonanie.
- Wspominałaś coś o jakiejś niespodziance. - Na twarzy łysego mężczyzny pojawił się, już któryś raz z kolei, cwany uśmieszek. Odczuł chyba satysfakcję, niwecząc tak wspaniały plan Leny. - Serce mi bije!
- Świetnie, może eksploduje?
Była pewna, że nie usłyszał jej dokładnie, gdyż wyszeptała to niemal bezgłośnie. Właściwie, co jej tam? Mogła wrzasnąć mu to wprost do ucha, mając szczerą ochotę, by tak się stało. Nigdy dotąd nikomu źle nie życzyła, dlatego trochę ją to przeraziło, ale z drugiej strony ten człowiek, o ile można było go tak jeszcze nazwać, zasługiwał na to. Dziewczyna nerwowo rozejrzała się dookoła i z przestrachem spostrzegła, że wokół nie było ani żywej duszy. Całkowicie opustoszałe, podniszczone ławki, a w grubej warstwie czarnego piasku nie odbijały się żadne ślady stóp. Zdała sobie sprawę, że właśnie pozwoliła, by stało się to, czego tak się obawiała. Wciąż milcząc, dała mu do zrozumienia, żeby wreszcie ją zabił. Tak, niech mu ulży. I jej samej zresztą też. Będąc tego pewną, czekała na jakikolwiek ruch z jego strony. Pokręcił tylko głową. Podchodząc bliżej, objął ją w pasie i wyszeptał:
- Kochanie... tej nocy będziemy robić coś, czego nie wolno.
- Dzielić przez zero?
Zignorował jej ironię, a ona niespokojnie odepchnęła go od siebie, dziwiąc się skąd miała tyle odwagi. Przygarnął ją jednak z powrotem i pochylił nad nią, będąc gotów złożyć na jej ustach głęboki pocałunek. Nie zamierzała na niego odpowiadać i wyrwała się z jego ramion, gwałtownie się cofając. Widziała jak w jego oczach zapłonęła ślepa wściekłość. Ze strachu krzyknęła, a ten łapiąc ją szybko, przywarł do ziemi i zasłonił usta dłonią, by nie mogła więcej się odezwać.
   W pewnym momencie oderwał się od dziewczyny, jęknął i poczuł, że coś ugryzło go w nogę. Zobaczył przed sobą niewielkie zwierzę, z którym już wcześniej miał do czynienia. Zdawał się być rozczarowany tym widokiem, gdyż sądził, że skutecznie pozbył się oposa. W oczach Leny znów ukazały się iskierki nadziei. Jednak zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Mężczyzna odrzucił zwierzaka na kilka dobrych metrów, prawdopodobnie krzywdząc go przy tym. Dziewczyna zdążyła przez ten czas się podnieść i przygotować do ucieczki. W oddali zobaczyła - albo jej się wydawało - migoczące światła. Usłyszała również jeżdżące samochody i miała już pewność, iż znajdowała się niedaleko jakichkolwiek siedzib ludzkich. Później tylko poczuła, jak nietrudno się domyślić, kto szarpnął ją za ramię.
- O, nie! Już mi nie uciekniesz, będziesz moja - krzyknął jej prześladowca, wyraźnie akcentując ostatnie słowo.
Następnie, brutalnie zaczął zrywać z niej sukienkę. Jego zimne, sprawiające ból dłonie błądziły pod ubraniem, które przed chwilą całkowicie zniszczył. Lena tłumiła w sobie jęki bólu i wierzgała się z całych sił, prosząc o to, by przestał, co wcale nie wywołało zamierzonych skutków. Postarała się kopnąć oprawcę, ale nie udało się to, ponieważ sprawnie ścisnął nogami jej uda i uniemożliwił tym samym niebezpieczny dla niego ruch. Z jej oczu wydostały się wreszcie gorzkie łzy, które spływały strumieniami aż po same końcówki włosów. Ciszę nocną przerywały co chwilę spazmatyczne krzyki dziewczyny. Morderca wyciągnął w końcu nóż i powoli przyłożył do jej gardła, obwieszczając tym samym, że nie pozwalał na to, by pisnęła choć słówko. Musiała go słuchać, a łysemu sprawiało to sporą przyjemność. Później poczuła, że położył się na niej, bez pośpiechu zdejmując jej majtki. Podczas gdy niecierpliwie odpinał guziki swoich spodni, Lena nadaremnie błagała go o litość. Obracając się na wszystkie możliwe sposoby, starała się nie pozwolić mu na rozchylenie swoich nóg. Westchnęła przeciągle, czując, że mężczyzna był coraz bliższy swojego celu...
   Nieoczekiwanie, przez ciemność i gęstą mgłę, która powoli ogarnęła cały park, przedostał się wrzask:
- Co ty robisz?!
Oboje wiedzieli, że nie należał do żadnego z nich. Łysy nieruchomiejąc, oderwał się od wcześniej wykonywanej czynności i odwrócił głowę. Ktoś natychmiast ściągnął go z Leny i popchnął gdzieś dalej. Uderzył z hukiem o stojący w pobliżu kosz na śmieci, a postać, którą można było usłyszeć wcześniej, podążyła za nim. Mężczyzna niemal od razu stanął na nogi, chcąc rzucić się na wybawiciela dziewczyny, ale ten nie dał się zaskoczyć. Przez chwilę toczyli jeszcze zaciętą bitwę między sobą. Ostatecznie złoczyńca uzyskał kilka potężnych ciosów, a z jego nosa pociekła krew. Po raz kolejny upadł na ziemię, ale tym razem wstając,  zaczął znikać, ku zdziwieniu pozostałych, gdzieś w czeluściach nocy. Klął jeszcze nieustannie, a potem nie było już po nim śladu.
   Lena do tej pory nie zdołała uwierzyć w to, co się stało. Niewątpliwie mogła nazwać to szczęściem. Nadal osłupiała, leżała na ziemi, nie czując niczego prócz bijącego w zawrotnym tempie serca i niepojętej ulgi. Wybawca podszedł do niej powoli i przyklękając, dotknął jej głowy. Podniósł ją i wziął na ręce, jednocześnie próbując nawiązać z nią kontakt. Żadne ze słów nie docierały już do niej, zemdlała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz