wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział 5

   Stała jak sparaliżowana, jeszcze przez kilka dobrych minut nie będąc w stanie ruszyć nawet palcem. Przymknęła oczy, próbując uspokoić oddech i tym samym nabrać trochę sił, by wyrwać się z jego objęć. Wiedziała, że robiła to na darmo, jednak była zbyt przerażona, by zareagować inaczej. Nie chciała się poddawać. To jeszcze nie teraz. Nie mogła pozwolić, by mu ulżyło, ale raczej nie miała szans z seryjnym mordercą.
- Zostaw mnie! - krzyknęła słabym głosem, a ku jej zdziwieniu uścisk się rozluźnił.
Nie zrozumiała jego reakcji. Rozpłakała się całkowicie. Łzy płynące z oczu niczym rwący strumień sprawiły, że rzeczywistość prawie jej się zamazała. Lena nie do końca wiedziała, co tak naprawdę się działo. Odsunęła się od niego o kilka niepewnych kroków. Ten natomiast przybliżył się do niej, ale zanim zdążył ją dotknąć, ponownie zaczęła krzyczeć. Odruchowo wystawiła ręce w geście obronnym, jednak tamten, nie zwracając na to najmniejszej uwagi, przyciągnął ją do siebie. Spuściła wzrok, czując jak jej policzki stawały się coraz bardziej wilgotne poprzez strugi gorących łez, a potargane włosy opadały na całą twarz.
- Lena. - Ktoś położył ręce na ramiona dziewczyny, tym samym zmuszając ją do tego, by na niego spojrzała. Z niemałym przerażeniem skierowała więc tam swoje zaszklone oczy i na chwilę zamarła. Wstrzymując oddech na dłużej, z powrotem zacisnęła swoje powieki. Przed nią nie stał morderca, a jakaś znajoma osoba. W tym momencie nie była w stanie od razu jej rozpoznać, ale kiedy ich spojrzenia się spotkały, natychmiast wszystko sobie przypomniała. Przed sobą miała Gerarda, który patrzył na nią wystraszony. Ona jednak bała się jeszcze bardziej, bo nie otrząsnęła się z szoku. Panowała głucha cisza, ale żadnemu z nich nie przeszkadzała. Jedynymi świadkami tej sytuacji były ogromne krople deszczu, które spadając prosto na ich smukłe sylwetki, po chwili przywróciły tę dwójkę do rzeczywistości.
- O mój Boże, przepraszam. Ja... to był wypadek. Myślałam, że... to znaczy... wydawało mi się... naprawdę nie...
- Przecież nic się nie stało - przerwał jej w połowie tego dennego monologu, mając wrażenie, że gdyby postąpił inaczej, prawdopodobnie nie skończyłaby tłumaczyć do jutra i zapobiegł również temu, by się zapowietrzyła. Otarł kciukiem łzy na jej policzkach - delikatnie, by nie podrażnić jeszcze świeżych ran. Widząc, w jakim była stanie, przytulił ją mocno do siebie. Poczuła dziwne, aczkolwiek przyjemne mrowienie, a później potrząsnęła delikatnie głową, jakby wyrzucając z niej wszystkie głupie, niepotrzebne myśli. - Cała się trzęsiesz! Co ci się stało?
Co? O, nie. Nie ma mowy! Nie miała w zamiarze o niczym mu mówić. Jeszcze tego brakowało, by wpakowała go w to wszystko. Po chwili poczuła, że zaprowadził ją na jakąś ławkę. Usiadła na niej, chwytając się za głowę, która bolała ją przeraźliwie. Spróbowała się rozejrzeć, jednak nie rozpoznała miejsca, w którym się znajdowali. Zdołała jedynie zauważyć, że było już jasno, a pogoda niemal diametralnie się zmieniła. Nieśmiałe promienie słońca oświetlały teraz całą okolicę, a drzewo znajdujące się obok ławki, rzucało na nią przyjemny cień. Po ogromnej ulewie zostały jedynie ślady w postaci kałuż.
- Jesteś zmęczona! Przyniosę ci kawę...
Od kiedy on tak troszczył się o nieznajome dziewczęta? Sam do końca nie wiedząc, podniósł się z miejsca. Należał do osób, którym zazwyczaj nie zależało na spełnianiu dobrych uczynków, jeśli tak to można nazwać. Od zawsze był obojętny na wszystko, a przynajmniej takie wrażenie sprawiał. Nim dziewczyna zdążyła się zorientować, Gerard już powoli odchodził. W ostatniej chwili chwyciła go za rękę. Nie mogła zostać tu sama, chyba oszalałaby ze strachu. Odwrócił się w jej stronę.
- Ja nie chcę żadnej kawy. Czuję się dobrze - zapewniła, gestem ręki wskazując, by zajął miejsce obok niej. Posłusznie to zrobił, nie był jednak naiwny. Wiedział, że coś się stało, a Lena wyczytała to z jego twarzy. Wysiliła się na uśmiech, ale wyszedł z tego tylko jakiś niezrozumiały grymas. Chłopak domyślił się, że pewnie tak łatwo nie powie mu o tym, co ją gryzło, a nie chcąc naciskać, milczał. Lena przez chwilę jeszcze patrzyła na niego, nie mogąc oderwać wzroku. Czuła się jakoś dziwnie spięta i nie miała pojęcia, dlaczego tak się działo. Po chwili zauważyła, jak jego ręka podążała w kierunku twarzy Leny. Dziewczyna śledziła ją wzrokiem uważnie, czując, jak serce tłukło się w piersi. Choćby chciała, nie zdołała nawet się ruszyć. Była jakby zesztywniała. Gerard zatopił w końcu dłoń we włosach Leny, a jej w niespełna sekundę przeszła przez myśl niezliczona ilość pomysłów, co mógłby oznaczać ten gest. Odpowiedź otrzymała niemal natychmiast. Zobaczyła, że wyciągnął listki, które do tej pory tam tkwiły, a po chwili wyrzucił je gdzieś za siebie. Dziewczyna wypuściła ze świstem powietrze, po czym zgarnęła swoje włosy i wycisnęła z nich wodę deszczową. Pozwoliła, by delikatne spirale opadały teraz bezwiednie na jej ramiona. - A ty co tutaj właściwie robisz?
Zastanowił się chwilę i odwrócił wzrok, wbijając go w jakiś niewidzialny punkt. Jego włosy, tak samo jak oczy, połyskiwały w słonecznym blasku, a Lena starała się tym razem uniknąć tego spojrzenia. Nie przyznawała się do tego nawet przed samą sobą, ale... chyba zaczynała wariować. Dla rozluźnienia jeszcze raz rozejrzała się wokół. Dopiero teraz, kiedy już oprzytomniała, spostrzegła, że znajdowała się na tej cholernej stacji, do której wcale nie miała potrzeby już zmierzać.
- No wiesz...
- Stęskniłeś się!
Momentalnie zaprzeczył i poczerwieniał delikatnie na twarzy. Dziewczyna roześmiała się w tym samym momencie.
- Szczerze? - odezwał się. - Przeczuwałem, że nie dasz sobie rady.
Lena wytrzeszczyła oczy i rozchyliła usta, udając ogromne zdziwienie. Wiedziała, że ze swoim ,,szczęściem'' nie zdziałała za wiele, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Przecież wcześniej zapewniała, że wszystko było w jak najlepszym porządku. Postanowiła pozostać przy tej wersji.
- Doprawdy? - Poczuła nagły przypływ energii i wstając gwałtownie, próbowała oprzeć się o jakiś słup stojący w pobliżu. Uprzednio jednak potknęła się, a dużo nie brakowało, by znalazła się na ziemi. Zachowując resztki godności, utrzymała równowagę i złapała się pod boki. Robiła przy tym przezabawne minki. - Tak się składa, że ja i mój opos świetnie sobie radzimy...
- A wiesz, że twój opos za chwilę znajdzie się pod pociągiem? - Na te słowa Lena gwałtownie odwróciła się za siebie i rzuciła w stronę torów. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie było na nich ani śladu zwierzątka, które przez cały czas, o dziwo, grzecznie siedziało w jej torbie. Niestety zdążyła zaliczyć już solidny upadek, w skutek czego przetarła sobie brodę i kolano. Gerard uśmiechnął się. - Tak myślałem.
Spiorunowała go wzrokiem i podniosła się zdenerwowana. Zawsze mogło być gorzej. Mogła przecież wpaść w jedną z tych wielkich kałuż albo pod rozpędzony pociąg. Te fakty jednak ani trochę jej nie pocieszyły.
- Dziękuję! Przez twój głupi żart mogłam zginąć!
- Ale nie zginęłabyś, bo twój bohater tu jest. - Wypiął dumnie pierś, a Lena stuknęła go w głowę, wyzywając od idiotów. W gruncie rzeczy jednak musiała przyznać, iż cieszyła się, że go tutaj spotkała. Spadł jej jak z nieba, niemal w dosłownym znaczeniu. I tak jakby znów ją uratował. To było co najmniej dziwne. - A tą brodą się nie przejmuj! I tak wyglądasz tragicznie.
Cieszyła się, że go tutaj spotkała? Nie, nie. Chyba faktycznie pora ograniczyć te leki albo zacząć bardziej uważać. Odruchowo uniosła oczy ku górze, będąc przekonaną, że za chwilę na głowę spadnie jej jakiś ciężki przedmiot, dzięki któremu znów będzie wygadywać takie głupoty. W każdym razie, miało oznaczać to tylko tyle, że cofnęła tę radość z jego spotkania. Zaczynał działać jej na nerwy. Westchnęła więc i przez dłuższą chwilę postanowiła się nie odzywać. Nie zauważyła nawet, że chłopak przyglądał jej się uważnie. Szła przed siebie jak gdyby nigdy nic, starając się tylko nie zaliczyć kolejnego upadku.
   Był koniec kwietnia. Dni stawały się coraz cieplejsze, a wszystko wokół budziło się do życia. Teraz pogoda wyjątkowo dopisywała i można było powiedzieć, że wiosna dawała po sobie poznać. Promienie słońca delikatnie muskały policzki Leny, a ona choć na chwilę zapomniała o swoich problemach.
- Powiesz mi, gdzie mieszkasz?
No jasne! Nawet nie dane jej było przez chwilę nacieszyć się wolnością i spokojem. Mimo to, nie chciała od razu o wszystkim mu mówić, chociaż możliwe, że okazałoby się to lepszym rozwiązaniem. No, ale co ona mu powie? Zastanawiała się przez dłuższą chwilę, starając się znaleźć odpowiednie słowa. Jej myśli kłębiły się w głowie, a ona, głupia, dobierała odpowiednie słowa i kiedy już miała je na końcu języka, ten zaczął się plątać. Nigdy nie lubiła owijać w bawełnę. I tym razem wolała mieć już to wszystko za sobą, ale sama dobrze wiedziała, że był to ostatni temat, na który chciałaby rozmawiać. Była bezdomną sierotą, co tu ukrywać. Sam jej wygląd pewnie i tak już wszystko zdradzał.
- Zadziwiające, że w kwietniu może być tak ciepło!
Idiotka. Jesteś dziecinna, mówiła do siebie. Gerard pokręcił głową.
- Nie, to raczej normalne. Odpowiesz mi?
Dziewczyna westchnęła ciężko i zatrzymała się. Nieświadomie zaczęła bawić się włosami, unikając jego spojrzenia, które niemalże ją przewiercało. A przynajmniej odnosiła takowe wrażenie.
- Dobra, posłuchaj... - Wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać, pomijając oczywiście najistotniejsze szczegóły. - Po prostu w moim życiu zrobił się bałagan i tyle.
Ściągnął brwi. Nie został usatysfakcjonowany, to pewne. Doskonale wiedział, że nie była to typowa odpowiedź na zadane pytanie, jednak postanowił dać sobie spokój, chociaż czuł, że coraz bardziej się niepokoi. Głupie uczucie.
- I co zamierzasz zrobić? - Odważył się jeszcze zapytać. Nie chciał za bardzo jej męczyć i tego właśnie się obawiał. Widział, że to wszystko nie było dla niej łatwe, a nawet i ją przerastało.
Lena nie zdołała mu o wszystkim powiedzieć, ale z drugiej strony to właśnie on stanowił dla niej jedyny ratunek. Szczerze, nie miała pojęcia, co zrobić. Cały czas czuła się bezradna. Wzruszyła więc tylko ramionami, starając się zapanować nad głosem, który jej się łamał.
- Nie wiem. Planuję dotrzeć do Hanging Bridge, choć nie mam pojęcia, w jaki sposób. Więc pewnie będę spała na dworcu albo pod mostem...
- Albo ze mną - podsunął, a Lena popatrzyła na niego, unosząc jedną brew. W końcu zabrzmiało to nieco dwuznacznie. - Chodziło mi o to, że możesz jechać ze mną.
Było jej okropnie głupio, ale właściwie nie widziała innego wyjścia. Gerard zmierzał właśnie do Hanging Bridge, a co więcej, okazało się ono być jego rodzinnym miastem. Zbieg okoliczności? Możliwe. Dziewczyna była jednak zadowolona, że los jakkolwiek się do niej uśmiechnął. Teraz tylko czekała ją dosyć długa droga, a później spotka się z przyjaciółką i jakoś ułoży sobie życie od nowa. To będzie takie proste!
   Dotknęła swojej brody, którą obtarła w wyniku niefortunnego upadku, po czym jęknęła z bólu. Zauważyła też, że rozbite kolano sprawiło, iż musiała kuleć na jednej nodze. Spojrzała po sobie i dostrzegła podartą nogawkę nowych, nie wspominając już o tym, że całych brudnych, spodni.
- Widziałeś? Twoja wina.
Młodzieniec odwrócił się w jej stronę, wzdychając z niezadowoleniem. Niespodziewanie klęknął przed nią, a ta spojrzała na niego zaskoczona. Trzeba przyznać, że wyglądało to dość dziwnie. Przeczesała palcami swoje włosy, w między czasie próbując rozszyfrować zachowanie chłopaka. Ludzie, którzy przechodzili obok, spoglądali na nich złowrogo, a ci bardziej zrzędliwi dodawali pod nosem jakieś uwagi na temat tego, że to raczej kiepskie i mało romantyczne miejsce na oświadczyny. Faktycznie można było tak pomyśleć. Lena, choć zirytowana tą sytuacją, mimowolnie zachichotała. Patrząc na niego wyczekująco, zauważyła, że ten po chwili zerwał jej drugą nogawkę. Kompletnie już zdezorientowana, wytrzeszczyła oczy i natychmiast podała mu rękę, by podniósł się z ziemi.
- Zgłupiałeś do reszty?!
Gerard, nie wykazując zbytniego zainteresowania wybuchem koleżanki, podwinął rękawy swojej bluzy i zwilżył wargi zanim się odezwał.
- Co? Teraz to przynajmniej wygląda jakoś w miarę naturalnie. Nie marudź więcej, bo cię tu zostawię. - Zabrzmiało to trochę jak groźba matki kierowana do nieposłusznego dziecka, jednak Lena uświadamiając sobie, że znów mogłaby zostać skazana na pastwę losu, podporządkowała mu się.
- Dobrze, w końcu to twoje pieniądze - zauważyła - które kiedyś ci oddam!
- Oczywiście! - Kiwnął głową niby ze zrozumieniem. - Zawsze możesz odwdzięczyć mi się w inny sposób.
Puścił do niej oczko, a ta wolała nie zastanawiać się już, jakie myśli krążyły po jego głowie. Przytaknęła bezmyślnie, otrzepując swoje spodnie.
- Ach, co ty byś beze mnie zrobiła? - zapytał, krocząc dumnie i jednocześnie wychwalając się pod niebiosa.
- Pewnie uschłabym jak chomik na patelni (przyp. aut. co miało oznaczać mniej więcej tyle, że po prostu by sobie nie poradziła) - przerwała mu tę sielankę, a ten spojrzał tylko na nią, marszcząc czoło. Skąd ona brała te dziwne porównania? Zaczął się nad tym zastanawiać i właściwie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że stanął akurat na środku deptaku, gdzie ludzie, spiesząc się, usiłowali z trudem go ominąć. Nie zajmowałby znów tyle miejsca, ale kręcił się w tę i z powrotem. Wielki Pan i Władca. - Oczywiście, że jesteś wspaniały, ale możemy już iść?
Lena przewróciła teatralnie oczyma i uśmiechnęła się pod nosem, bo przez chwilę poczuła, że role się odwróciły. Ciesząc się, że tym razem to on robił z siebie pośmiewisko, prawdopodobnie w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy, pociągnęła go za rękaw. Idąc powoli, dziewczyna ponownie pogrążyła się w swoich rozmyślaniach. Stwierdziła, że było to przynajmniej lepszym zajęciem niż słuchanie Gerarda, który wciąż z dumą wychwalał swoje bohaterskie czyny. Swoją drogą, głos miał przyjemny, ale - jak to się mówi - co za dużo, to niezdrowo.
   Dziewczyna od czasu do czasu spoglądała obojętnie na przechodniów, którzy równie zdawali się nie zwracać na nią szczególnej uwagi. Jednak... coś było nie tak. Gdzieś w tłumie przebiła się Lenie sylwetka łysego mężczyzny. Przez chwilę jeszcze łudziła się, że to jakieś przywidzenia bądź trwała w nadziei, iż był to inny mężczyzna. Niestety, po upływie kilku sekund miała już pewność. Na jej delikatnej twarzyczce oprócz szpecących ran można było dostrzec przerażenie. Z szybkością odwróciła głowę, okrywając się włosami. Pod wpływem impulsu przytuliła się do Gerarda. Popatrzył na nią oszołomiony, nie tylko tym gestem, ale także jej pobladłą twarzą, i chyba nie miał zamiaru odsuwać od siebie dziewczyny. Sama jednak, zawstydzona, po chwili uwolniła się od niego, z trudem nabierając powietrze.
- Ja... to znaczy my... daleko masz ten samochód?! - wydukała w końcu.
- O, chodzi ci o ten stary grat, tak? A co, nagle zapragnęłaś się nim przejechać?
- Nie wydurniaj się, musimy wiać!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz