Stała jak
sparaliżowana, jeszcze przez kilka dobrych minut nie będąc w stanie ruszyć
nawet palcem. Przymknęła oczy, próbując uspokoić oddech i tym samym nabrać
trochę sił, by wyrwać się z jego objęć. Wiedziała, że robiła to na darmo,
jednak była zbyt przerażona, by zareagować inaczej. Nie chciała się poddawać.
To jeszcze nie teraz. Nie mogła pozwolić, by mu ulżyło, ale raczej nie miała
szans z seryjnym mordercą.
- Zostaw
mnie! - krzyknęła słabym głosem, a ku jej zdziwieniu uścisk się rozluźnił.
Nie
zrozumiała jego reakcji. Rozpłakała się całkowicie. Łzy płynące z oczu niczym
rwący strumień sprawiły, że rzeczywistość prawie jej się zamazała. Lena nie do
końca wiedziała, co tak naprawdę się działo. Odsunęła się od niego o kilka
niepewnych kroków. Ten natomiast przybliżył się do niej, ale zanim zdążył ją
dotknąć, ponownie zaczęła krzyczeć. Odruchowo wystawiła ręce w geście obronnym,
jednak tamten, nie zwracając na to najmniejszej uwagi, przyciągnął ją do
siebie. Spuściła wzrok, czując jak jej policzki stawały się coraz bardziej
wilgotne poprzez strugi gorących łez, a potargane włosy opadały na całą twarz.
- Lena. -
Ktoś położył ręce na ramiona dziewczyny, tym samym zmuszając ją do tego, by na
niego spojrzała. Z niemałym przerażeniem skierowała więc tam swoje zaszklone
oczy i na chwilę zamarła. Wstrzymując oddech na dłużej, z powrotem zacisnęła
swoje powieki. Przed nią nie stał morderca, a jakaś znajoma osoba. W tym
momencie nie była w stanie od razu jej rozpoznać, ale kiedy ich spojrzenia się
spotkały, natychmiast wszystko sobie przypomniała. Przed sobą miała Gerarda,
który patrzył na nią wystraszony. Ona jednak bała się jeszcze bardziej, bo nie
otrząsnęła się z szoku. Panowała głucha cisza, ale żadnemu z nich nie przeszkadzała.
Jedynymi świadkami tej sytuacji były ogromne krople deszczu, które spadając
prosto na ich smukłe sylwetki, po chwili przywróciły tę dwójkę do
rzeczywistości.
- O mój
Boże, przepraszam. Ja... to był wypadek. Myślałam, że... to znaczy... wydawało
mi się... naprawdę nie...
-
Przecież nic się nie stało - przerwał jej w połowie tego dennego monologu,
mając wrażenie, że gdyby postąpił inaczej, prawdopodobnie nie skończyłaby
tłumaczyć do jutra i zapobiegł również temu, by się zapowietrzyła. Otarł
kciukiem łzy na jej policzkach - delikatnie, by nie podrażnić jeszcze świeżych
ran. Widząc, w jakim była stanie, przytulił ją mocno do siebie. Poczuła dziwne,
aczkolwiek przyjemne mrowienie, a później potrząsnęła delikatnie głową, jakby
wyrzucając z niej wszystkie głupie, niepotrzebne myśli. - Cała się trzęsiesz!
Co ci się stało?
Co? O,
nie. Nie ma mowy! Nie miała w zamiarze o niczym mu mówić. Jeszcze tego
brakowało, by wpakowała go w to wszystko. Po chwili poczuła, że zaprowadził ją
na jakąś ławkę. Usiadła na niej, chwytając się za głowę, która bolała ją
przeraźliwie. Spróbowała się rozejrzeć, jednak nie rozpoznała miejsca, w którym
się znajdowali. Zdołała jedynie zauważyć, że było już jasno, a pogoda niemal
diametralnie się zmieniła. Nieśmiałe promienie słońca oświetlały teraz całą
okolicę, a drzewo znajdujące się obok ławki, rzucało na nią przyjemny cień. Po
ogromnej ulewie zostały jedynie ślady w postaci kałuż.
- Jesteś
zmęczona! Przyniosę ci kawę...
Od kiedy
on tak troszczył się o nieznajome dziewczęta? Sam do końca nie wiedząc,
podniósł się z miejsca. Należał do osób, którym zazwyczaj nie zależało na
spełnianiu dobrych uczynków, jeśli tak to można nazwać. Od zawsze był obojętny
na wszystko, a przynajmniej takie wrażenie sprawiał. Nim dziewczyna zdążyła się
zorientować, Gerard już powoli odchodził. W ostatniej chwili chwyciła go za
rękę. Nie mogła zostać tu sama, chyba oszalałaby ze strachu. Odwrócił się w jej
stronę.
- Ja nie
chcę żadnej kawy. Czuję się dobrze - zapewniła, gestem ręki wskazując, by zajął
miejsce obok niej. Posłusznie to zrobił, nie był jednak naiwny. Wiedział, że
coś się stało, a Lena wyczytała to z jego twarzy. Wysiliła się na uśmiech, ale
wyszedł z tego tylko jakiś niezrozumiały grymas. Chłopak domyślił się, że
pewnie tak łatwo nie powie mu o tym, co ją gryzło, a nie chcąc naciskać, milczał.
Lena przez chwilę jeszcze patrzyła na niego, nie mogąc oderwać wzroku. Czuła
się jakoś dziwnie spięta i nie miała pojęcia, dlaczego tak się działo. Po
chwili zauważyła, jak jego ręka podążała w kierunku twarzy Leny. Dziewczyna
śledziła ją wzrokiem uważnie, czując, jak serce tłukło się w piersi. Choćby
chciała, nie zdołała nawet się ruszyć. Była jakby zesztywniała. Gerard zatopił
w końcu dłoń we włosach Leny, a jej w niespełna sekundę przeszła przez myśl
niezliczona ilość pomysłów, co mógłby oznaczać ten gest. Odpowiedź otrzymała
niemal natychmiast. Zobaczyła, że wyciągnął listki, które do tej pory tam tkwiły,
a po chwili wyrzucił je gdzieś za siebie. Dziewczyna wypuściła ze świstem
powietrze, po czym zgarnęła swoje włosy i wycisnęła z nich wodę deszczową.
Pozwoliła, by delikatne spirale opadały teraz bezwiednie na jej ramiona. - A ty
co tutaj właściwie robisz?
Zastanowił
się chwilę i odwrócił wzrok, wbijając go w jakiś niewidzialny punkt. Jego
włosy, tak samo jak oczy, połyskiwały w słonecznym blasku, a Lena starała się
tym razem uniknąć tego spojrzenia. Nie przyznawała się do tego nawet przed samą
sobą, ale... chyba zaczynała wariować. Dla rozluźnienia jeszcze raz rozejrzała
się wokół. Dopiero teraz, kiedy już oprzytomniała, spostrzegła, że znajdowała
się na tej cholernej stacji, do której wcale nie miała potrzeby już zmierzać.
- No
wiesz...
-
Stęskniłeś się!
Momentalnie
zaprzeczył i poczerwieniał delikatnie na twarzy. Dziewczyna roześmiała się w
tym samym momencie.
-
Szczerze? - odezwał się. - Przeczuwałem, że nie dasz sobie rady.
Lena
wytrzeszczyła oczy i rozchyliła usta, udając ogromne zdziwienie. Wiedziała, że
ze swoim ,,szczęściem'' nie zdziałała za wiele, ale nie chciała dać tego po
sobie poznać. Przecież wcześniej zapewniała, że wszystko było w jak najlepszym
porządku. Postanowiła pozostać przy tej wersji.
-
Doprawdy? - Poczuła nagły przypływ energii i wstając gwałtownie, próbowała
oprzeć się o jakiś słup stojący w pobliżu. Uprzednio jednak potknęła się, a
dużo nie brakowało, by znalazła się na ziemi. Zachowując resztki godności,
utrzymała równowagę i złapała się pod boki. Robiła przy tym przezabawne minki.
- Tak się składa, że ja i mój opos świetnie sobie radzimy...
- A
wiesz, że twój opos za chwilę znajdzie się pod pociągiem? - Na te słowa Lena
gwałtownie odwróciła się za siebie i rzuciła w stronę torów. Dopiero po chwili
zorientowała się, że nie było na nich ani śladu zwierzątka, które przez cały
czas, o dziwo, grzecznie siedziało w jej torbie. Niestety zdążyła zaliczyć już
solidny upadek, w skutek czego przetarła sobie brodę i kolano. Gerard uśmiechnął
się. - Tak myślałem.
Spiorunowała
go wzrokiem i podniosła się zdenerwowana. Zawsze mogło być gorzej. Mogła
przecież wpaść w jedną z tych wielkich kałuż albo pod rozpędzony pociąg. Te
fakty jednak ani trochę jej nie pocieszyły.
-
Dziękuję! Przez twój głupi żart mogłam zginąć!
- Ale nie
zginęłabyś, bo twój bohater tu jest. - Wypiął dumnie pierś, a Lena stuknęła go
w głowę, wyzywając od idiotów. W gruncie rzeczy jednak musiała przyznać, iż
cieszyła się, że go tutaj spotkała. Spadł jej jak z nieba, niemal w dosłownym
znaczeniu. I tak jakby znów ją uratował. To było co najmniej dziwne. - A tą
brodą się nie przejmuj! I tak wyglądasz tragicznie.
Cieszyła
się, że go tutaj spotkała? Nie, nie. Chyba faktycznie pora ograniczyć te leki
albo zacząć bardziej uważać. Odruchowo uniosła oczy ku górze, będąc przekonaną,
że za chwilę na głowę spadnie jej jakiś ciężki przedmiot, dzięki któremu znów
będzie wygadywać takie głupoty. W każdym razie, miało oznaczać to tylko tyle,
że cofnęła tę radość z jego spotkania. Zaczynał działać jej na nerwy.
Westchnęła więc i przez dłuższą chwilę postanowiła się nie odzywać. Nie
zauważyła nawet, że chłopak przyglądał jej się uważnie. Szła przed siebie jak
gdyby nigdy nic, starając się tylko nie zaliczyć kolejnego upadku.
Był koniec kwietnia. Dni stawały się coraz
cieplejsze, a wszystko wokół budziło się do życia. Teraz pogoda wyjątkowo
dopisywała i można było powiedzieć, że wiosna dawała po sobie poznać. Promienie
słońca delikatnie muskały policzki Leny, a ona choć na chwilę zapomniała o
swoich problemach.
- Powiesz
mi, gdzie mieszkasz?
No jasne!
Nawet nie dane jej było przez chwilę nacieszyć się wolnością i spokojem. Mimo
to, nie chciała od razu o wszystkim mu mówić, chociaż możliwe, że okazałoby się
to lepszym rozwiązaniem. No, ale co ona mu powie? Zastanawiała się przez
dłuższą chwilę, starając się znaleźć odpowiednie słowa. Jej myśli kłębiły się w
głowie, a ona, głupia, dobierała odpowiednie słowa i kiedy już miała je na
końcu języka, ten zaczął się plątać. Nigdy nie lubiła owijać w bawełnę. I tym
razem wolała mieć już to wszystko za sobą, ale sama dobrze wiedziała, że był to
ostatni temat, na który chciałaby rozmawiać. Była bezdomną sierotą, co tu
ukrywać. Sam jej wygląd pewnie i tak już wszystko zdradzał.
-
Zadziwiające, że w kwietniu może być tak ciepło!
Idiotka.
Jesteś dziecinna, mówiła do siebie. Gerard pokręcił głową.
- Nie, to
raczej normalne. Odpowiesz mi?
Dziewczyna
westchnęła ciężko i zatrzymała się. Nieświadomie zaczęła bawić się włosami,
unikając jego spojrzenia, które niemalże ją przewiercało. A przynajmniej
odnosiła takowe wrażenie.
- Dobra,
posłuchaj... - Wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać, pomijając oczywiście
najistotniejsze szczegóły. - Po prostu w moim życiu zrobił się bałagan i tyle.
Ściągnął
brwi. Nie został usatysfakcjonowany, to pewne. Doskonale wiedział, że nie była
to typowa odpowiedź na zadane pytanie, jednak postanowił dać sobie spokój,
chociaż czuł, że coraz bardziej się niepokoi. Głupie uczucie.
- I co
zamierzasz zrobić? - Odważył się jeszcze zapytać. Nie chciał za bardzo jej
męczyć i tego właśnie się obawiał. Widział, że to wszystko nie było dla niej
łatwe, a nawet i ją przerastało.
Lena nie
zdołała mu o wszystkim powiedzieć, ale z drugiej strony to właśnie on stanowił
dla niej jedyny ratunek. Szczerze, nie miała pojęcia, co zrobić. Cały czas
czuła się bezradna. Wzruszyła więc tylko ramionami, starając się zapanować nad
głosem, który jej się łamał.
- Nie
wiem. Planuję dotrzeć do Hanging Bridge, choć nie mam pojęcia, w jaki sposób.
Więc pewnie będę spała na dworcu albo pod mostem...
- Albo ze
mną - podsunął, a Lena popatrzyła na niego, unosząc jedną brew. W końcu
zabrzmiało to nieco dwuznacznie. - Chodziło mi o to, że możesz jechać ze mną.
Było jej
okropnie głupio, ale właściwie nie widziała innego wyjścia. Gerard zmierzał
właśnie do Hanging Bridge, a co więcej, okazało się ono być jego rodzinnym
miastem. Zbieg okoliczności? Możliwe. Dziewczyna była jednak zadowolona, że los
jakkolwiek się do niej uśmiechnął. Teraz tylko czekała ją dosyć długa droga, a
później spotka się z przyjaciółką i jakoś ułoży sobie życie od nowa. To będzie
takie proste!
Dotknęła swojej brody, którą obtarła w
wyniku niefortunnego upadku, po czym jęknęła z bólu. Zauważyła też, że rozbite
kolano sprawiło, iż musiała kuleć na jednej nodze. Spojrzała po sobie i dostrzegła
podartą nogawkę nowych, nie wspominając już o tym, że całych brudnych, spodni.
-
Widziałeś? Twoja wina.
Młodzieniec
odwrócił się w jej stronę, wzdychając z niezadowoleniem. Niespodziewanie
klęknął przed nią, a ta spojrzała na niego zaskoczona. Trzeba przyznać, że
wyglądało to dość dziwnie. Przeczesała palcami swoje włosy, w między czasie
próbując rozszyfrować zachowanie chłopaka. Ludzie, którzy przechodzili obok,
spoglądali na nich złowrogo, a ci bardziej zrzędliwi dodawali pod nosem jakieś
uwagi na temat tego, że to raczej kiepskie i mało romantyczne miejsce na
oświadczyny. Faktycznie można było tak pomyśleć. Lena, choć zirytowana tą
sytuacją, mimowolnie zachichotała. Patrząc na niego wyczekująco, zauważyła, że
ten po chwili zerwał jej drugą nogawkę. Kompletnie już zdezorientowana,
wytrzeszczyła oczy i natychmiast podała mu rękę, by podniósł się z ziemi.
-
Zgłupiałeś do reszty?!
Gerard,
nie wykazując zbytniego zainteresowania wybuchem koleżanki, podwinął rękawy
swojej bluzy i zwilżył wargi zanim się odezwał.
- Co?
Teraz to przynajmniej wygląda jakoś w miarę naturalnie. Nie marudź więcej, bo
cię tu zostawię. - Zabrzmiało to trochę jak groźba matki kierowana do
nieposłusznego dziecka, jednak Lena uświadamiając sobie, że znów mogłaby zostać
skazana na pastwę losu, podporządkowała mu się.
- Dobrze,
w końcu to twoje pieniądze - zauważyła - które kiedyś ci oddam!
-
Oczywiście! - Kiwnął głową niby ze zrozumieniem. - Zawsze możesz odwdzięczyć mi
się w inny sposób.
Puścił do
niej oczko, a ta wolała nie zastanawiać się już, jakie myśli krążyły po jego
głowie. Przytaknęła bezmyślnie, otrzepując swoje spodnie.
- Ach, co
ty byś beze mnie zrobiła? - zapytał, krocząc dumnie i jednocześnie wychwalając
się pod niebiosa.
- Pewnie
uschłabym jak chomik na patelni (przyp. aut. co miało oznaczać mniej więcej tyle,
że po prostu by sobie nie poradziła) - przerwała mu tę sielankę, a ten spojrzał
tylko na nią, marszcząc czoło. Skąd ona brała te dziwne porównania? Zaczął się
nad tym zastanawiać i właściwie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że
stanął akurat na środku deptaku, gdzie ludzie, spiesząc się, usiłowali z trudem
go ominąć. Nie zajmowałby znów tyle miejsca, ale kręcił się w tę i z powrotem.
Wielki Pan i Władca. - Oczywiście, że jesteś wspaniały, ale możemy już iść?
Lena
przewróciła teatralnie oczyma i uśmiechnęła się pod nosem, bo przez chwilę
poczuła, że role się odwróciły. Ciesząc się, że tym razem to on robił z siebie
pośmiewisko, prawdopodobnie w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy, pociągnęła
go za rękaw. Idąc powoli, dziewczyna ponownie pogrążyła się w swoich
rozmyślaniach. Stwierdziła, że było to przynajmniej lepszym zajęciem niż
słuchanie Gerarda, który wciąż z dumą wychwalał swoje bohaterskie czyny. Swoją
drogą, głos miał przyjemny, ale - jak to się mówi - co za dużo, to niezdrowo.
Dziewczyna od czasu do czasu spoglądała
obojętnie na przechodniów, którzy równie zdawali się nie zwracać na nią
szczególnej uwagi. Jednak... coś było nie tak. Gdzieś w tłumie przebiła się
Lenie sylwetka łysego mężczyzny. Przez chwilę jeszcze łudziła się, że to jakieś
przywidzenia bądź trwała w nadziei, iż był to inny mężczyzna. Niestety, po
upływie kilku sekund miała już pewność. Na jej delikatnej twarzyczce oprócz
szpecących ran można było dostrzec przerażenie. Z szybkością odwróciła głowę,
okrywając się włosami. Pod wpływem impulsu przytuliła się do Gerarda. Popatrzył
na nią oszołomiony, nie tylko tym gestem, ale także jej pobladłą twarzą, i
chyba nie miał zamiaru odsuwać od siebie dziewczyny. Sama jednak, zawstydzona,
po chwili uwolniła się od niego, z trudem nabierając powietrze.
- Ja...
to znaczy my... daleko masz ten samochód?! - wydukała w końcu.
- O,
chodzi ci o ten stary grat, tak? A co, nagle zapragnęłaś się nim przejechać?
- Nie
wydurniaj się, musimy wiać!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz